24 maja 2014 w piękny majowy poranek z parkingu przy Kościele Miłosierdzia Bożego na Wzgórzach Krzesławickich tuż po 8:00 wyruszył wesoły bus z szesnastką zapalonych turystów krakowskiej Grupy 33 z ambitnym planem zdobycia Sokolicy i Trzech Koron!
Jak powszechnie wiadomo plany planami, a życie życiem. W drodze okazuje się, że most w Kamienicy po ostatnich ulewach jest zerwany, co powoduje, że musimy nadłożyć kilkadziesiąt kilometrów aby dotrzeć do celu ale nie poddajemy się i jedziemy dalej wąskimi, krętymi, aczkolwiek urokliwymi drogami objazdu. W drodze zastanawiamy się czy z uwagi na wysoki poziom Dunajca damy rade przeprawić się w Szczawnicy na drugą stronę rzeki aby wejść na szlak na Sokolicę i dalej w kierunku Trzech Koron. Po krótkiej dyskusji podejmujemy decyzję, że z uwagi na okoliczności musimy zmienić początkowy plan i zaczniemy w Krościenku nad Dunajcem by pójść na Trzy Korony. Na szlak wchodzimy w świetnych humorach i w pełnym słońcu. Z tablicy informacyjnej na starcie szklaku dowiadujemy się, że może być ślisko i błotniście, a przed nami nieco ponad 2 godziny drogi na szczyt. W trakcie wędrówki można było porozmawiać albo po prostu w milczeniu podziwiać piękno otaczającej przyrody.
Na ostatnim postoju przed planowanym zdobyciem szczytu w tak zwanej przerwie „na kanapkę” w trakcie, której mogliśmy podziwiać wszechstronny ekwipunek Izy (wspólnotowa kawka z filiżanki- niezapomniane!) usłyszeliśmy pierwsze grzmoty zapowiadające to, co zdarzyło się później.
Wszyscy chcieliśmy wierzyć, że tej burzy nie będzie i ochoczo ruszyliśmy przed siebie. Przed samym szczytem doszło do rozłączenia naszej grupy. Nagle zrobiło się ciemno, wiatr uginał drzewa i nie było już wątpliwości, że za chwile nad nami rozpęta się prawdziwa wiosenna burza. Niektórzy byli już przy samych barierkach prowadzących na taras widokowy, inni nieco niżej stanęli w zwartej grupie by przeczekać ulewę, natomiast nieliczni szczęściarze zatrzymali się w bacówce, która okazała się nadzwyczaj pojemna. Jak to w trakcie burzy grzmiało, strzelało piorunami, wiało i padał grad i deszcz, więc nie było wyjścia – różańce w dłoń! Gdy najgorsze ustało ci, którzy byli najwyżej zdecydowali szybkim krokiem dołączyć do tych, którzy burzę przeczekali w bacówce. Będąc już razem stwierdziliśmy, że nie ryzykujemy i wracamy.
W takiej chwili można było zaobserwować prawdziwy cud bycia we wspólnocie. Nikt nie narzeka, nikt nie marudzi, nikt się nie złości, że nie zdobył szczytu, bo naszym „szczytem” okazało się bycie razem na szlaku w deszczu, gradzie i burzy ale ciągle razem! Schodzimy do Krościenka roześmiani i mimo wszystko zadowoleni. Po dotarciu do busa udajemy się do Szczawnicy na smaczny obiadek oraz pyszne lody! mniammm;-)
W czasie całej wyprawy nie mogło zabraknąć czasu na wspólną modlitwę, w której między innymi prosiliśmy o szczęśliwy przebieg naszej wycieczki dzięki czemu możemy teraz zaświadczyć, że nasze modlitewne prośby zostały wysłuchane, a my cali i bezpieczni mimo trudnych warunków wróciliśmy do naszych domów.
W drodze powrotnej zrodził się już kolejny pomysł: może by tak na Babią Górę?
Na koniec dziękujemy ks. Janowi, Madzi (koordynatorce i genialnej cukierniczce) Izie i Dianie (pomysłodawczyniom) oraz wszyscy wszystkim za kolejną udaną wyprawę!
Zdjęcia udostępnili Diana, Iza, Magda, Dominik
Relacjonowali Diana i Dominik