Co łączy największe opactwo cysterskie na świecie, dawną osadę targową, w której odnaleziono olbrzymi skarb oraz pałacyk pewnego feldmarszałka, który przyczynił się do pokonania Napoleona w bitwie pod Waterloo …? A to, że wszystkie te miejsca były celem naszej wycieczki, którą zorganizowaliśmy w sobotę 27 września.
Zabytkowy autobus z Michałem za kierownicą zawiózł nas najpierw do opactwa cysterskiego w Lubiążu. Po drodze zatrzymaliśmy się przy ciekawym zabytku architektury przemysłowej -drewnianym wiatraku „Paltrak” z XVIII wieku. Unikatowy w naszym regionie wiatrak niestety chyli się już ku upadkowi.
Ze Wzgórza Trzech Krzyży, które powstało pierwotnie z polecenia lubiąskiego opata, najprawdopodobniej jako wotum za oszczędzenie klasztoru przez Szwedów w wojnie 30-letniej, mogliśmy podziwiać z perspektywy olbrzymią bryłę klasztoru. Jego wspaniała, barokowa fasada mierzy 223 metry i jest najdłuższą w Europie. Razem z przewodnikiem zwiedziliśmy wnętrze klasztoru, pałacu opata i kościoła NMP. Szczególnie sala książęca wypełniona freskami Michaela Willmanna i rzeźbami Franciszka Mangoldta zrobiła na nas wrażenie.
W drodze powrotnej do Wrocławiu zatrzymaliśmy się w urokliwej Środzie Śląskiej znanej m.in. ze znalezionego w latach 80-tych przy jednej z głównych ulic olbrzymiego skarbu zawierającego złotą koronę, liczne monety i kosztowności. Skarb można podziwiać na wystawie w Muzeum Regionalnym. Niestety akurat podczas naszej wizyty najcenniejsze eksponaty zostały wypożyczone na wystawę do Muzeum Narodowego we Wrocławiu 😊 (cha, cha).
Na zakończenie zatrzymaliśmy się jeszcze przy renesansowym pałacyku w Krobielowicach. Marszałek von Blucher otrzymał go od króla pruskiego w zamian za odniesione zwycięstwa nad wojskami napoleońskimi.
Po intensywnym zwiedzaniu przyszedł czas na odpoczynek i dobre jedzenie. Dzięki gościnności Michała, który przygotował dla nas ognisko i poczęstunek mogliśmy napełnić brzuchy kiełbaskami, pieczonymi ziemniakami i innymi frykasami. Pogoda dopisała, humory też. Po jedzeniu był czas na rozmowy i gry. Do Wrocławia wróciliśmy pełni wrażeń już po zmroku. Na kolejną taką wyprawę będzie trzeba czekać do wiosny.
M. Drogosz, rejon wrocławski