Jak dobrze wstać skoro świt. Trochę gorzej godzinę przed świtem, ale perspektywa fantastycznej wycieczki kompensowała trudy porannego dochodzenia do siebie. Przynajmniej, jeżeli chodzi o zdecydowaną większość uczestników wyprawy.
Zagubiona owieczka
Znalazła się jednak zagubiona owieczka w postaci Jarka. Na telefon od Marty tuż przed godziną wyjazdu autobusu zareagował bardzo entuzjastycznie. Trwało to jednak krótko, bowiem kiedy dowiedział się, że właśnie wyjeżdżamy był w wyraźnym szoku. Co robić? Marta stanęła na wysokości zadania i zaproponowała, aby Jarek wsiadł w pierwszy kolejny autobus i nas po prostu dogonił. Tak też się stało a my zaczekaliśmy na zagubioną owieczkę organizując sobie pieszą a nie busową wyprawę z dworca w Zakopanym do Kuźnic.
W strugach deszczu
Z Kuźnic ruszyliśmy niebieskim szlakiem do schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej. O pogodzie powinienem dyplomatycznie nie pisać. Powiem, krótko padało! Na pocieszenie dodam, że nie lało. Jednak widoki mogliśmy sobie jedynie wyobrazić.
Solidnie wyekwipowani ruszyliśmy i radośnie moknąc dziarsko szliśmy w jedynie słusznym kierunku. I znowu prawie wszyscy, bowiem Jarek niesiony zewem natury pomylił szlak na przełęczy i zamiast iść do schroniska udał się w dół z powrotem do Kuźnic. Biedaczek zanim się zorientował nadłożył szmat drogi. Być może to opatrznościowy karniak za późne wstawanie. Koniec końców Jarek dołączył do nas w Murowańcu, ale odpoczął jedynie 15 minut. Cóż, los zagubionej owieczki nie jest usłany różami, ale Jarek mężnie zniósł swoje gapiostwo.
Jak w ulu
W schronisku miejsca było jak na lekarstwo zdawało się, że wszyscy ludzie ze szlaków się tam zebrali. Dzięki urokowi naszych dziewczyn szybko znaleźliśmy miejsce. Marta przewodniczyła akcji suszenia ciuchów w schroniskowej suszarce. Jedliśmy, popijając ciepłą herbatę. Nie zabrakło czasu na modlitwę mimo wszechobecnego gwaru. Niestety zabrakło czasu i ochoty na wymarsz nad Czarny Staw. Stopień przemoczenia był za duży.
Dziarsko udaliśmy się, więc niebieskim szlakiem wprost do Książówki. Dla Zosi, nieprzyzwyczajonej do górskich trudów był to niezmierny wyczyn. Gratulujemy, że się udało mimo skurczy i ogólnych trudności. W Księżówce uczestniczyliśmy we Mszy Św. odprawianej przez ks. Jana. Potem udaliśmy się na zasłużony obiad. Smaczna kwaśnica i pulpety były w sam raz na kompensację istotnego trudu wspinaczki. Po obiedzie pomaszerowaliśmy na dworzec. Nie czekając wiele zapakowaliśmy się do autobusu i w radosnych nastrojach wróciliśmy do domu. Podobnie jak rano był zmrok. Takie są jednak uroki naszej polskiej jesieni – cudownej jesieni.
Zdjęcia udostępniła Diana
Relacjonował Krzysztof
PS. Dla tych, którzy odczuli lekki niedosyt pięknych, górskich krajobrazów Iza udostępniła album zdjęć pt. "Tak mogło być". Zdjęcia tej samej trasy wykonane w nieco bardziej sprzyjających warunkach pogodowych:)