Ty swoją mocą utwierdzasz góry, jesteś opasany potęgą. (…)
Stepowe pastwiska są pełne rosy, a wzgórza przepasane weselem,
Łąki się stroją trzodami, Doliny okrywają się zbożem, razem śpiewają i wznoszą okrzyki radości.
Psalm 65
Ty swoją mocą utwierdzasz góry, jesteś opasany potęgą. (…)
Stepowe pastwiska są pełne rosy, a wzgórza przepasane weselem,
Łąki się stroją trzodami, Doliny okrywają się zbożem, razem śpiewają i wznoszą okrzyki radości.
Psalm 65
W Dniu Włóczykija, który obchodzony jest 23 lipca, w krakowskiej Grupie33 zawiązał się spontanicznie Klub Włóczykijów. Przystąpiło do niego czternastu miłośników górskich wędrówek: ks. Jan, Aga A., Aga M., Aga P., Ala, Beata, Danusia, Grzesiek, Iza, Jarek, Krzysiek W., Magda, Marzenka i Sławek (Iza i Aga A. musiały jednak zrezygnować z uczestnictwa w planowanej eskapadzie). Członkowie Klubu postanowili wziąć udział 4 sierpnia w cennej i przyciągającej co roku tysiące wiernych inicjatywie pod hasłem Ewangelizacja w Beskidach. Polega ona na tym, że w każdą wakacyjną sobotę, w samo południe, ewangelizatorzy z parafii działających na Żywiecczyźnie, wraz z franciszkanami z klasztoru w Rychwałdzie, wchodzą na beskidzkie szczyty, aby bliżej nieba głosić Słowo Boże. W tegorocznej edycji przewodnikami każdego ze spotkań są „ludzie gór” − postacie biblijne: Mojżesz, Jozue, Dawid, Eliasz, Matatiasz, Ezechiel, Jezus Chrystus i apostołowie. Wydarzeniu towarzyszy hasło: „Szczęśliwy lud, którego Panem jest Bóg”. Na każdy szczyt można iść dowolnie wybranym szlakiem. Najważniejsze jest, by na 12.00 dotrzeć do celu na Mszę Świętą, która wieńczy wędrówkę. Po Eucharystii miłośnicy gór, wznosząc dłonie, zawierzają Panu Bogu swoje rodziny i osobiste intencje, a także proszą o błogosławieństwo dla mieszkańców czterech stron świata.
W dniu wyprawy na Halę Krupową (1152 m n.p.m.) zebraliśmy się (nieco zaspani, ale pozytywnie nastawieni) około godz. 7.00 na parkingu Parafii Miłosierdzia Bożego, by stamtąd samochodami pojechać do Sidziny. Po dotarciu do tej miejscowości około godziny 9.00 żwawym krokiem wyruszyliśmy na szlak prowadzący (tak przynajmniej nam się wydawało) na Halę Krupową. Po chwili doświadczyliśmy tego, że Anioł Stróż nad nami czuwa. Napotkana pani z przejęciem poinformowała, że idziemy „złą” trasą, że lepiej zawrócić i skręcić w lewo, że tą drogą, owszem, moglibyśmy też dojść, ale potrwałoby to znacznie dłużej. Myślałam, że ta kobieta zawracała, bo też zabłądziła, ale gdy obejrzałam się, zobaczyłam, że jednak idzie tą „złą” trasą. Zatem chyba specjalnie czekała na naszą grupę, by nam po prostu uzmysłowić błąd. Anioł Stróż nam ją zesłał. Tak… Możesz się uśmiechnąć…
Szlak na Halę Krupową okazał się dosyć wymagający. Prawie cały czas mieliśmy mocno pod górę. Beskidy to wcale nie takie „niskie góry”! Dwie osoby, jak przystało na prawdziwych włóczykijów, miały kijki, które chętnie pożyczały osobom spowalniającym marsz swoimi ciężkimi krokami (księże Janie − dziękuję!) Ponadto muszę stwierdzić, że kijki nie tylko pomagają w wędrówce, ale także dodają idącym pewnej pątniczej powagi i przekonania o jeszcze większym, zwycięsko pokonanym mozole. Tak… Możesz się uśmiechnąć…
Słońce prażyło mocno, więc położone na szlaku lasy zapewniały nam chłód i cień. Gdzieniegdzie kończył się las, a wtedy oczom ukazywała się szeroka panorama albo Tatr, albo nieco wysuszonej łąki, albo nieosłoniętego, wietrznego wzniesienia, zwanego hylem (odczuwany wtedy lekki wiaterek był wręcz zbawienny).
Po dotarciu około 11.30 na szczyt przed Mszą Świętą na karteczkach otrzymaliśmy zaproszenie do zastanowienia się nad fragmentem Biblii, poświęconym kapłanowi Matatiaszowi. Każdy w milczeniu rozważał zachętę: „Matatiasz okazał się gorliwym obrońcą prawa Bożego. Na ile ja jestem wierny Bożym przykazaniom?”. W trakcie Mszy Świętej kaznodzieja, nawiązując do biblijnego opisu Matatiasza, przywołującego imiona jego przodków, powiedział, że jest to dla nas wskazówka, aby wytrwać w powołaniu, w wierności Bogu, że trzeba znać swoje korzenie. „Matatiasz otrzymał wiarę od swoich przodków, podobnie jak wielu z nas” − podkreślił duszpasterz, zachęcając do modlitwy w intencji tych, którzy nam przekazali wiarę, jak i tych, którzy wierzą dzięki nam. Dodał, że każdy człowiek ma inną drogę, inne powołanie i inną historię życia, ale kluczowe jest, by na naszych indywidualnych ścieżkach wytrwać w wierze. „My tu jesteśmy, żeby umocnić się wzajemnie wiarą. Potrzebujemy na co dzień takich sprzymierzeńców, żebyśmy nie byli sami i otaczali się ludźmi, którzy chcą być wierni Bogu i swojemu powołaniu” − usłyszeliśmy.
Duchowo pokrzepieni Słowem Bożym i modlitwą udaliśmy się do pobliskiego, otoczonego świerkami schroniska, by co nieco zjeść, napić kawy, porozmawiać, nabrać sił. Po odpoczynku postanowiliśmy wspiąć się jeszcze na Okrąglicę, na którym usytuowana jest Kaplica Matki Bożej Opiekunki Turystów. Ta mała świątynia, której historia powstania jest bardzo interesująca, urzeka swoim kontemplacyjnym wnętrzem i historią „ludzi gór” zapisaną na (mniejszych lub większych) drewnianych tablicach. Na jednej z większych można przeczytać piękną balladę o włoskim błogosławionym Pier Giorgio Frassatim − patronie turystów. Na belce zawieszonej nad ołtarzem napis głosi: „A jeśli Bóg każe Ci chodzić po falach przeciwności − nie obawiaj się. On jest obok Ciebie...” (św. Franciszek). Warto wspomnieć, że kaplica stoi tuż przy szlaku ostatniej „plecakowej” wycieczki kardynała Karola Wojtyły (8 września 1978 r.). Trasa jej wiodła ze Skawicy przez Policę na Przełęcz Lipnicką.
Po wspólnym z innymi czterema turystami (którzy, jak nam powiedzieli, modlili się dotąd na wszystkich szczytach w ramach Ewangelizacji w Beskidach, co jest godne podziwu) odmówieniu w kaplicy Koronki do Miłosierdzia Bożego wyruszyliśmy w drogę powrotną do Sidziny − tym samym szlakiem. Rozważaliśmy opcję dłuższej trasy, ale zmęczenie upałem spowodowało, że wybraliśmy jednak krótszy szlak. Schodzenie było nie mniej wymagające niż wcześniejsze wspinanie się, ale kojąca cisza, krajobrazy i wspaniałe towarzystwo rekompensowały trud wędrówki. W trakcie schodzenia nastąpiła druga interwencja Anioła Stróża. Tak… Możesz się uśmiechnąć… Najpierw mnie poślizgnęła się prawa noga na kamieniu i poczułam dosyć pulsujący ból w kostce. Danusia powiedziała, że noga może się rozrusza i kłucie ustąpi. I tak się stało. Po chwili Danusia też straciła równowagę, aż musiała dłońmi się podtrzymać na podłożu. Adze P. też noga lekko się powinęła na kamieniu, więc wszystkie trzy spojrzałyśmy na siebie wymownym wzrokiem. Anioł Stróż nad nami nieustannie czuwał.
Do Sidziny, gdzie zostawiliśmy samochody, dotarliśmy nieco zziajani, ale cali, zdrowi i w znakomitych humorach. Wcześniej na polanie ks. Jan częstował wszystkich, jak to określiliśmy, „dopalaczami”, stąd może te wspaniałe humory. Postanowiliśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy zjeść obiadokolację. Magda wyszukała w telefonie informację o pizzerii w Osielcu. Gdy tam dojechaliśmy, zobaczyliśmy skromny, drewniany domek z hasłem „Pizza na telefon”. W tym niepozornym budynku kryła się rozkosz dla podniebienia. Pizze wszystkim wybornie smakowały, o czym świadczą zdjęcia, na których wyglądamy na wielce zadowolonych. Potem niektórzy mieli ochotę również na lody. Wyszliśmy na zewnątrz, bo w środku panowała duchota. Na „dziedzińcu” długo jeszcze „gadusiało się o tym i owym”, podczas gdy nad naszymi głowami fruwali paralotniarze. Po ponad godzinnej rozmowie, często przeplatanej gromkim śmiechem, Grzesiek zauważył, że zrobiła się późna pora i oznajmił „może już jedźmy?”. Zatem pożegnaliśmy się w Osielcu, bo w Krakowie każdy z nas miał inny przystanek. W tym miejscu należą się serdeczne podziękowania naszym kierowcom: ks. Janowi, Grześkowi i Jarkowi, za trud dowiezienia nas tam i z powrotem. Panie Boże wielki zapłać!
Tym samym Klub Włóczykijów uległ rozwiązaniu, ale może znów wyruszy w wielką górską wycieczkę?
Relację napisała Beata z Rejonu Krakowskiego