Relacja z weekendu, w którym uczestniczyli członkowie Duszpasterstwa Osób Stanu Wolnego, którzy wyrazili chęć pomocy osobom nowym w naszej wspólnocie.
PIĄTEK
Od piątkowego wieczoru dnia lipca trzydziestego pierwszego Dom Klerycki Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego na Bobczonce k. Jaworzynki gościł księdza Tadeusza wraz z gronem 8 osób – liderem Grupy 33 Lucyną, Izą, Jolą, Pauliną, Mariuszem, Mateuszem, Rafałem i Romkiem. Miejsce to połączyło członków Duszpasterstwa, którzy wyrazili chęć pomocy osobom nowym w naszej wspólnocie. Wspólny weekend miał być więc czasem wypoczynku, poznania się i wymiany doświadczeń. Po dotarciu do Domu, drogami krętymi i stromymi, tak bardzo, że jeszcze przy pisaniu tych słów autorom w głowie się kręci, i rozpakowaniu bagaży uczestniczyliśmy w Eucharystii. Malutka kaplica i kameralne grono osób potęgowały niesamowite poczucie wspólnoty, zwłaszcza, gdy przy konsekracji uniesiony przez kapłana kielich z Krwią Pańską odbijał wszystkich zgromadzonych wiernych.
Po bogatej kolacji przyszedł czas na odpoczynek po podróży i tylko jeszcze co jakiś czas po Domu niósł się tajemniczy okrzyk “qwirkle!” - to grupka osób kończyła dzień sympatyczną grą planszową.
SOBOTA
Sobota była jedynym pełnym dniem jaki spędziliśmy razem. Poranek pomimo chłodu był pogodny i zapowiadał ładny dzień. Po początkowej krzątaninie w kuchni, mieliśmy tą łaskę i radość uczestnictwa we Mszy Świętej odbywającej się w podziemnej kaplicy. Msza sprawowana przed ks. Tadeusza natchnęła nas na cały dzień i była najlepszym przyczynkiem do czekających nas zadań. Wartością dodaną była nauka o księgach liturgicznych, do jakich należą m.in.: Mszał, Ewangeliarz, Lekcjonarz oraz Brewiarz.
Po strawie duchowej brakowało nam jedynie tej cielesnej. Szybko zakończyliśmy przygotowania i razem zasiedliśmy do śniadania. Zastawiony stół mienił się tyloma kolorami, że nikt nie miał prawa narzekać na brak czegokolwiek. W dobrych humorach jedliśmy, prowadząc równocześnie luźne rozmowy.
W pełni nasyceni zasiedliśmy na werandzie aby omówić sprawy związane z naszą wspólnotą. Spotkaniu przewodniczyli ks. Tadeusz oraz nasza liderka Lucyna. Spotkanie rozpoczęło się od odczytania “Słowa Pana”, a następnie każdy z uczestników podzielił się swoim doświadczeniem, w większości zwracając uwagę na powody wstąpienia do wspólnoty i drogi jakie nim kierowały. Spotkanie można było nazwać roboczym, i skierowane było na to, aby wyjść naprzeciw osobom nowym, czyli osobom, które mogą znaleźć przestrzeń dla siebie w Grupie 33. Wymiana doświadczeń między rejonami jest istotna i powinna być z pożytkiem dla całej wspólnoty. Każdy impuls z naszej strony, otwarcie się na nową osobę, może wcześniej czy później przynieść owoce. Weranda zresztą była nie tylko miejscem spotkań między nami, była naszym oknem na świat. Mieliśmy z niej ładny widok na okolice, a dodatkowo w rogu werandy mogliśmy złapać zasięg sieci komórkowych, z czego skrzętnie korzystaliśmy gdy była ku temu okazja. Byliśmy na uboczu, ale czasem świat domaga się uwagi...
W tak pięknych okolicach grzechem by było gdybyśmy nie poszli na spacer. Bez nadmiernego rynsztunku ruszyliśmy w drogę. Po drodze minęliśmy Muzeum Świerka i Wolierę Głuszców starając się coś dojrzeć, jednak z marnym skutkiem. Okoliczne tereny ogólnie obfitują w pewne enklawy niektórych gatunków jakimi obdarza nas przyroda. Mogliśmy się m.in. przekonać w długości świerka istebniańskiego, którego pień położony poziomo może posłużyć jako baaardzo długa ławka. Sam świerk istebniański jest o tyle ciekawy, że uważa się go jako arystokratę pośród świerków.
Idąc pośród drzew, oberwując świało strzelające w nas pojedynczymi promieniami oraz nasłuchując dźwięków ptaków, powoli zmierzaliśmy do celu naszej wędrówki. Pustelnia Franciszkanów na Jaworzynce ukazała się nam w pełnej krasie pośród łanów ściętej trawy, ale jej prawdziwe piękno ukryte jest w środku.
Mieliśmy to szczęście, że jeden z ojców zakonnych zaprosił nas do środka, odrywając się przy tym od trudów koszenia trawy. Początkowy czas w kaplicy poświęciliśmy na chwilę zadumy i modlitwę. Nie da się ukryć, że kaplica w pustelni ma swój rustykalny klimat i pozwala cieszyć oczy pewną prostotą. Ks. Tadeusz dodatkowo uraczył nas wykładem na temat jednego z obrazów, który dotyczył Zwiastowania Najświętszej Marii Pannie. Każdy niuans ma swoją symbolikę i pozwala na docenienie kunsztu artysty. Jak się później okazało obraz ten jest reprodukcją większego dzieła, które znajduje się w Bazylice Najświętszej Marii Panny od Aniołów w Asyżu.
Na koniec zostaliśmy pobłogosławieni przez ojca zakonnego i udaliśmy się w drogę powrotną. Tym razem ruszyliśmy inną trasą, co pozwoliło na nowe obserwacje. Przechodziliśmy m.in. wzduż rzeki Czadeczka, której wody mają przed sobą długą drogę do przebycia, gdyż mieszając się z innymi rzekami, w tym Dunajem, trafią ostatecznie do Morza Czarnego.
W czasie naszej wędrówki zeszliśmy z głównych szlaków, wspinając się pod górę mniej uczęszczanymi leśnymi ścieżkami, ale za to z nadzieją na wypatrzenie grzybów. Kilka grzybów rzeczywiście udało nam się odnaleźć, jednak po pewnym czasie, i fachowej ocenie, zostały one odrzucone ze względu na podejrzenie ich gorzkiego smaku. Nie zmąciło to jednak naszej radości, jeden z grzybów bardzo godnie wygląda na zdjęciach. Tym akcentem skończyła się nasza wędrówka i ponownie znaleźliśmy się w Bobczonce.
Czekały już na nas zajęcia związane w przygotowaniem obiadu. Byliśmy już naprawdę głodni, zatem bez wahania zabraliśmy się do pracy. O ile płeć piękna naszego towarzystwa miała ogromny udział w pracach związanych z bezpośrednim przygotowaniem potraw, o tyle mężczyźni starali się pomagać na ile byli w stanie najlepiej. Trzeba przyznać, że wcześniejsze obranie 5 kg ziemniaków budziło w nas skojarzenie z wojskiem.
Posiłek pozwolił nam uzupełnić braki w energii, a zarazem trochę dociążył. Po posprzątaniu stołów nie pozostawało nam nic innego jak chwila relaksu i udania się na sjestę. Każdy wybrał dla siebie odpowiedni sposób wypoczynku, ale jedno nas łączyło, dom został ogołocony z dźwięków i nastała cisza.
Po nabraniu sił i chęci, postanowiliśmy udać się w podróż na granicę trzech państw: Czech, Polski oraz Słowacji. Wsiedliśmy do samochodów i krętymi wąskimi drogami dotarliśmy na parking, z którego czekał nas jeszcze spacer. Podczas spaceru obserwowaliśmy otoczenia i w naszych głowach rodziły się pomysły na ciekawe zdjęcia. Chyba nikt z nas nigdy nie był tak szczupły jak nasze cienie kładące się na trawie. W grupie kilku różnych osób cienie sa niemal identyczne, nie jesteśmy zatem aż tak odmienni od siebie. Nie jest to zresztą jedyna sprawa jaka nas łączy.
Trudny czas pandemii koronawirusa czasem nas przytłacza, ale tym razem stanowił insiprację do ciekawego spojrzenia na znajdujące się na zboczu pagórka kopy siana przykryte płachtą. Odległość miedzy kopami oraz ich przykrycia skojarzyły się nam z aktualnymi obostrzeniami bezpieczeństwa, czyli zachowaniem odległości oraz noszeniem maseczek ochronnych.
Nieco później sami zabawiliśmy się w żywy plakat bezpiecznego i odpowiedzialnego zachowania, w połączeniu z radością życia. Naszych twarzy nie widać, ale niech postawa stanowi o naszym szczęściu.
Punktem kulminacyjnym był trójstyk granic. W bardzo krótkim czasie odwiedziliśmy dwa sąsiadujące z Polską kraje. Wszystko to było kwestią kilku minut i dystansu liczonego w metrach. Dojście do Czech nie stanowiło żadnego wyzwania, ale brak mostu prowadzącego na Słowację zmusił nas do wykorzystania koryta strumienia, co wiązało się ze stromym zejściem oraz takim samym wejściem. Nasze panie bardzo dzielnie się spisały pomimo brak odpowiedniego obuwia, a i niejedna męska dłoń posłużyła za podparcie.
Po chwili wypoczynku ruszyliśmy pieszo w drogę powrotną, a następnie samochodami udaliśmy się do naszego tymczasowego domu. Będąc już na miejscu odmówiliśmy Nieszpory w kaplicy. Po modlitwie ruszyliśmy do prac związanych z przygotowaniami do kolacji, która ostatecznie była pyszna i sycąca.
Dzień chylący się ku końcowi nie odstraszył nas przed zasiednięciem na werandzie i odmówieniem różańca, w tym jednej dziesiątki po łacinie. Z czasem zimno wepchnęło nas w czeluści domu. Dobra atmosfera nas nie opuszczała i przy śpiewie oraz dźwiękach gitary spędziliśmy wspaniały wieczór. Z muzyką jeszcze brzmiącą w uszach udaliśmy się na spoczynek.
NIEDZIELA
Niedzielę dnia sierpnia drugiego rozpoczęliśmy Mszą Św. Po śniadaniu, którego królową została pyszna jajecznica ze swojskich jajek, w przededniu urodzin Księdza Tadeusza, złożyliśmy życzenia i wręczyliśmy Solenizantowi upominek.
Porę przedobiednią spędziliśmy na pobliskim szczycie Ochodzita. Przy kapliczce odmówiliśmy dziesiątkę Różańca świętego, a w drodze powrotnej zwiedziliśmy Koczy Zamek i Centrum Pasterskie w Koniakowie.
Po sytym obiedzie i podsumowaniu najbliższych inicjatyw dla osób nowych, przyszedł czas na pożegnanie miejsca, pobliskich szczytów i rzeszy koników polnych, przygrywajacych nam we dnie i w nocy. Rozstaliśmy się z poczuciem, że niebawem znów się obaczymy, a zakończone spotkanie przyniesie owoce w dalszej naszej posłudze.
Mateusz i Rafał